czwartek, 18 października 2018

Norwegia: Fredrikstad- Trondheim- Oksvoll- Lillehammer- Oslo


To już moja druga wizyta w Norwegii. Tyle, że tym razem jesienną porą. 
Jako, że punkt zaczepienia mam w Oslo, tam też muszę rozpocząć swoją podróż po tym cudownym kraju. Wizyty z samej stolicy nie będę jednakże relacjonować, gdyż jest ona dosyć dokładnie opisana przeze mnie poprzednio i dostępna oczywiście na tym blogu. 
Kraina Fiordów przywitała mnie przepiękną pogodą! Pierwszy dzień, wczesna podróż (wyjazd o 2 w nocy na lotnisko)  i dotarcie na własną rękę pod wskazany adres busem, rozwożąc jeszcze innych pasażerów po niemal całym Oslo, skutecznie pozbawiły mnie sił i pierwsze co zrobiłam po przybyciu na miejsce to pójście spać:)
Na drugi dzień zrobiło się pochmurniej, więc wyruszyliśmy do miasta leżącego w dosyć już niedalekiej odległości od szwedzkiej granicy, mianowicie Fredrikstad. Miasto z bardzo pięknym ryneczkiem oraz znajdującym się troszkę dalej forcie Isegran, gdzie zobaczyć  możemy ruiny twierdzy z XIII w., muzeum oraz  port.



Po kilku dniach w Oslo, zakupach, graniu w ping- ponga w lokalnym pubie, itp., itd. pora ruszyć dalej, czyli w ponad 8 godzinna podróż samochodem do dawnej stolicy Wikingów, Trondheim. 
Krajobrazy jakie mijamy po drodze zapierają dech w piersiach, miejscami przypominają mi najpiękniejsze miejsca w Polsce. Jesień tu także pełną gębą jak i u nas;)



Oczywiście kilkukrotnie robimy postoje na jedzenie oraz rozprostowanie kości. Miejsc do biwakowania są tutaj niezliczone ilości.



Jako, że nocleg mam zapewniony u znajomych w Oksvoll ( niewielka wioska pod Trondheim), tamże docieramy najpierw i spędzamy dwa dni. Oczywiście aby tam dotrzeć trzeba pierw przeprawić się promem ( rejs ok. 0,5 godziny, koszt 250 Kr za samochód plus 4 osoby).


Miejsce to totalne odludzie. Mała ilość domostw, a wokół  góry i morze, sprawia, że czuje się tu prawdziwy klimat Skandynawii. 
Rano wychodzimy na połów ryb ( głównie makrele, dorsze), co robi zresztą chyba każdy mieszkaniec tego miejsca. Po wiosce wałęsają się myśliwi ze strzelbami, gdzieniegdzie można spotkać blondwłose dzieci bawiące się przed domem. Życie tu toczy się jak na bieszczadzkiej wsi.


Na drugi dzień zwiedzamy pobliskie lotnisko oraz marinę. Przy porcie znajduje się także piękny hotel gdzie wpadamy na kawkę:)



Codzienne norweskie obiadki wyglądały tak:


Trzeci dzień zapowiada dobrą pogodę. Wstajemy wczesnym rankiem i udajemy się do portu na prom do Trondheim.


W końcu docieramy do dawnej stolicy Wikingów. Warunki do zwiedzania są po prostu idealne, błękitne niebo oraz temperatura ok. 12 st.C.
Rozpoczynamy od wizyty w największej norweskiej świątyni- gotyckiej katedrze Nidaros (Nidarosdomen), powstałej w 1152 r.
Przez wiele lat znajdował się tu grób Olafa II, króla Norwegii, który wprowadził w tym kraju chrześcijaństwo.  
Wnętrza katedry nie wolno fotografować, ale rzec mogę i proszę mi wierzyć na słowo, że jest przepiękne, zwłaszcza ograny i umiejscowiony nad nimi witraż. Budowla sprawia wrażenie bardzo majestatycznej.


Okolice katedry są także bardzo zadbane, jest piękny park, dziedziniec, a także muzeum, którego wizytę już sobie odpuszczamy.



Docieramy do centrum Trondheim. Miasto to od roku 996 do 1217 było stolicą wikińskiej Norwegii.  Obecnie to ważny port handlowy oraz miasto uniwersyteckie ( popularny wśród studentów jest najbardziej Norweski Uniwersytet Nauki i Technologii).
Zdjęcia poniżej to starówka, zwana Bakklandet, położona nad rzeką Nidelvą. Drewniane, różnokolorowe domki stoją na balach, a ich okres powstania datowany jest na XVII w. Obecnie znajdują się w nich kawiarnie, galerie, a także mieszkania.





Dalej udajemy się na spacerek uliczkami starego miasta. Niektóre miejsca wyglądają po prostu bajecznie!:)  Warto zatrzymać się w którejś z kawiarenek na kawę, jest naprawdę smaczna! ( cena ok. 30 zł ;P )





Ze starego miasta wędrujemy do nowej części. Tu możemy oddać się szaleństwom zakupowym, witryny sklepowe przyciągają, ceny ubrań także, gdyż są niemal identyczne jak w Polsce. W tym miejscu muszę przyznać, że bardzo lubię obserwować Norweżki/ Norwegów, zwłaszcza styl w jakim się ubierają. Uważam, że mają naprawdę świetny gust. Można nazwać, że to taka elegancja "na luzie".  Nie chcę nikogo urazić, ale uważam, że  dużej ilości (zwłaszcza Panów w Polsce) przydała by się lekcja stylu od Norwegów.



Kolejny dzień udajemy się do portu. Pogoda nadal utrzymuje się kapitalna, z czego jestem niezmiernie zadowolona:) Przynajmniej pamiątkowe foty są dużo piękniejsze. 







Około południa wyruszamy w drogę powrotną. Krajobrazy jakie mijamy  w trasie przypominają walkę jesieni z zimą. Góry oprószone już śniegiem, a doliny ubrane w najpiękniejsze barwy jesieni. 
Jestem podwójnie szczęśliwa bo udaje mi się być zmiennikiem kierowcy i przejechać ponad 300 km, czyli połowę trasy do Oslo.




Po drodze ( ok. 170 km przed Oslo) zatrzymujemy się w Lillehammer, aby zobaczyć słynna skocznię narciarską. To w tym mieście odbyły się w 1994 r. XVII Zimowe Igrzyska Olimpijskie ( na zboczach gór można zobaczyć symbol olimpijski, a pod skocznią znicz).
Lysgårdsbakken to kompleks dwóch skoczni narciarskich ( większa ma rozmiar 140 m). 

W tym miejscu załapaliśmy się na przepiękny zachód słońca.




Do stolicy Norwegii wracamy z głową pełną cudownych wspomnień i z chęcią na jeszcze więcej Skandynawii.
Poniżej jeszcze kilka ujęć, kolejno: Parlament w Oslo, z 27 piętra Hotelu Radisson (super panorama na miasto) oraz piękna fontanna nieopodal Pałacu Królewskiego.




Podsumowując kolejną wizytę w Kraju Fiordów muszę przyznać, że coraz bardziej mnie ten kraj fascynuje. Co prawda mieszkać w małych miastach czy na wsi bym absolutnie nie chciała, to w dużych jak najbardziej! W Oslo, mimo,  że to stolica kraju życie jakoś spokojniej się toczy, ludzie  wolniej  poruszają się po ulicach, zupełnie inaczej jak np. w Krakowie.
Śmieszną  sprawą są także sytuacje, że gdy poznaje znajomych moich znajomych, nagle okazuje się, że znają oni kogoś kogo Ty znasz, mimo pochodzenia z różnych zakątków Polski ;-).
Mając także na uwadze mój poprzedni zorganizowany wyjazd do Turcji, muszę z całą świadomością stwierdzić, że zdecydowanie wolę wypady na własną rękę.  Jadę gdzie chcę, jem o której chce:)
Wolę być zdecydowanie podróżniczką niż turystką ! ;-)