niedziela, 5 stycznia 2014

Góry Choczańskie: Wielki Chocz

Data wyprawy : 29.12.2013 r.
Początek wyprawy: Słowacja- Valaská Dubová, szlak niebieski ciągnący się  do Strednej poľany ( Pośrednia Polana)
Dalsza podróż: szlakiem czerwonym na szczyt Veľký Choč (1608 m. n.p.m.), zejście w kierunku Vyšnego Kubína przez Drapac,  odbicie w kierunku Jasenowej, następnie wędrówka drogą główną na parking we Valaskiej Dubovej.



Na wyprawę wyruszamy we wczesnych godzinach porannych, ok godz. 6:30 . Do przebycia mamy spory odcinek, bo ok. 80 km z Żywca, zatem nie było możliwości dłużej sobie pospać. Na miejscu jesteśmy około 8:30. Samochody parkujemy w pobliżu kościoła we Valaskiej Dubovej ( można to także uczynić na parkingu przed  Janosikową Karczmą ).
Ta mała słowacka wioska usytuowana jest w historycznym rejonie Orawa. Wyraźnie oznaczona jest trasa na Wielki Chocz, zatem najwięksi laicy bez problemu odnajdą szlak.


Valaska Dubowa położona jest wyżej niż najwyższy szczyt mojej małej ojczyzny- Żywca ( 612 m. n.p.m.) :D


Ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Strednej poľany. Jest bardzo pochmurno, nie zapowiada się zatem, żebyśmy dzisiaj zobaczyli jakąkolwiek panoramę ze szczytu.


Droga prowadzi wzdłuż iglastego lasu, bardziej lub mniej stromymi podejściami. Gdzieniegdzie między drzewostanem, naszym oczom ukazują się prześwity potężnych skał wapiennych i dolomitowych, z których to zbudowane są Góry Choczańskie. Innych widoków, aż do Średniej Polany w sprzyjających warunkach nie zobaczymy.


No właśnie, w sprzyjających...
Po ponadgodzinnym marszu dochodzimy do polany, spowitej gęstą mgłą. Pech.. drugi raz być na Choczu i mieć podobne warunki:(


Tutaj robimy dwudziestominutowy postój, pod wielkim, starym świerkiem. Posilamy się i robimy pamiątkowe zdjęcia. Spotykamy też kilku słowackich turystów, którzy darzą nas sympatycznymi uśmiechami i pozdrowieniami.


Po odpoczynku idziemy w kierunku szczytu. Śnieg w znacznej mierze już zszedł, ale są miejsca, gdzie jest on bardzo twardy i śliski, zatem trzeba uważać, bo o poślizgnięcie się nietrudno.


Im wyżej, tym świerkowy las staje się rzadszy, by po chwili zmienić się w piętro kosodrzewiny. Gdyby nie ta mgła, pooglądalibyśmy sobie co nieco...


Na kilkanaście metrów przed  wierzchołkiem na szlaku umieszczone są łańcuchy, w sezonie niekonieczne, ale teraz, gdy jest bardzo ślisko są niezwykle pomocne, zwłaszcza przy schodzeniu.




Punkt 11:20 znajdujemy się na szczycie. Aż dziw bierze, że o tej porze roku śniegu jak na lekarstwo. Zima w tym roku uciekła do Stanów:)


Wielki Chocz jest najwyższym szczytem w Górach Choczańskich ( Karpaty Zachodnie). Ma kształt pochylonej piramidy. Ze szczytu można pooglądać pasmo Niżnych Tatr, panoramę Małej i Wielkiej Fatry, a także Pilsko i Babią Górę.


Znajduje się tutaj sporych rozmiarów metalowy talerz z kierunkami oraz nazwami i wysokościami szczytów górskich, które  możemy obserwować z Chocza.


Pod nim umieszczona jest skrzyneczka, a w niej zeszyt i długopis, gdzie można dokonać pamiątkowego wpisu.


Na szczycie wieje dość mocno. W pewnym momencie, na kilka minut wiatr przegania chmury, odsłaniając słońce przez co mamy wrażenie, jakobyśmy się znajdowali na wyspie, otoczeni nie morzem, ale oceanem chmur.


























Wszyscy w mig wyciągają swoje aparaty, by  ująć ten przepiękny efekt. 
Słońce plus mgła, czyli idealne warunki do tego, by naszym oczom  ukazało się nietypowe górskie zjawisko jakim jest Widmo Brockenu.


Widmo Brockenu inaczej zwane mamidłem górskim jest zjawiskiem dość rzadkim. Polega ono na tym, iż obserwator widzi swój znacznie powiększony cień na chmurze, otoczony tęczową obwódką. Pojawia się tylko w momencie, gdy obserwator znajduje się na linii między Słońcem a mgłą.


Z Widmem Brockenu związana jest też legenda, głosząca, jakoby ktoś kto ujrzał mamidło miał zginąć w górach...(!)
Uwolnić od uroku Widma może tylko spotkanie ze zjawiskiem jeszcze dwukrotnie.:)


Po półgodzinnym odpoczynku tuż poniżej szczytu, gdzie nie dosięga nas uporczywy wiatr, wyruszamy w drogę powrotną.


Sporo musimy się natrudzić schodząc. Pomoc łańcuchów wydaje się więc niezbędna. Są miejsca, tak oblodzone, że nie pomagają nawet najlepsze obuwie. Chyba każdy uczestnik przy zejściu z Chocza zaliczył tzw. glebę;)

Wielkochoczańska ekipa w komplecie.



Schodzimy czerwonym szlakiem w kierunku Wielkiego Kublina. Zejście jest łagodne, wiedzie lasem raz od czasu przez jakąś polankę.
Żeby urozmaicić i wydłużyć sobie trasę odbijamy do Jasenowej.


Ogólnie mówiąc Wielki Chocz nie jest trudny  czy niebezpieczny do zdobycia, nawet zimą. Kto obawia się zimowych Tatr, a chciałby się wybrać w góry, jak najbardziej polecam mu ten szczyt.



Poza naszą ekipą na szlaku nie spotkaliśmy żywej duszy. 


Kiedy dochodzimy do rozległej polany, gdzie znajduje się kilka domków letniskowych, zbaczamy z czerwonego szlaku i skrótem kierujemy się teraz już drogą dojazdową do domków. Dzięki temu zyskujemy ok. 40 min., obchodząc górę, która ukazała się przed nami.


Poruszamy się teraz poboczem asfaltowej, dość ruchliwej drogi. Gdzieniegdzie ponad nią majaczą przepiękne skalne monumenty.


Z daleka zauważamy  wieżę kościoła we Valaskiej Dubovej.  Około 15:00 jesteśmy już na miejscu.  Mimo, że tym razem nie mieliśmy sposobności oglądać rozległej panoramy z Wielkiego Chocza, wyprawę zaliczamy do udanych. Świetnie bawiliśmy się, no i pierwszy raz widzieliśmy nieprzeciętne zjawisko optyczne.


Do następnego!