sobota, 20 grudnia 2014

Beskid Mały: Leskowiec - Łamana Skała - Mlada Hora


Przed nami kolejna zima i chciałoby się dopisać "a śniegu ni ma" :) Dla niektórych to powód do zmartwienia, dla innych wręcz przeciwnie. Osobiście z utęsknieniem czekam na pierwsze "poważne" płatki śniegu, gdyż zima powinna być zimą! Żeby skrócić sobie to wyczekiwanie udało mi się po dłuższej nieobecności na górskich szlakach wybrać na Leskowiec ( 922 m.n.p.m.), a przy okazji na Łamaną Skałę ( 929 m.n.p.m.) i prawie że na pobliską Mladą Horą ( 872 m.n.p.m). Wszystkie szczyty znajdują się w paśmie Beskidu Małego.
Jest niedziela, nie pada, a słońca jak na lekarstwo. Wyruszamy ok. godz 8 rano, po około półgodzinnej jeździe jesteśmy w punkcie startu, czyli we wsi Krzeszów Górny. Tamże szukamy czerwonej wskazidrogi, po czym żwawo rozpoczynamy marsz na Leskowiec. Poniżej zarys niedzielnej wędrówki.


A oto punktacja GOT--->  Odległości, podejścia i czasy według drogowskazów, GOT


Na początku drogi mamy pierwszy charakterystyczny punkt, kapliczkę z 1861 r.  Co ciekawe szlak na Leskowiec jest fragmentem tzw "szlaku ciszy i zadumania", czy też "szlakiem kapliczek". Szlak ten łączy Groń Jana Pawła II w Beskidzie Małym z  Zawoją Zakamień w paśmie Jałowca, w Beskidzie Żywieckim. Jak dowiaduję się z tablicy umieszczonej tuż obok schroniska na Leskowcu, ideą powstania takiego szlaku było połączenie dwóch pasm górskich po których wędrowali nasi wielcy Rodacy i przyjaciele: Pasmo Leskowca (ulubiony szczyt Karola Wojtyły) oraz Pasmo Jałowca ( miejsce wypoczynku kard. S. Wyszyńskiego). Przez prawie całą trasę szlak biegnie równolegle ze szlakami PTTK, a znajduje się na nim 25 kapliczek, z których najstarsza pochodzi z XVIII w.


Wędrujemy buczynowo- świerkowym lasem. Niebo praktycznie całe pokryte chmurami, co nie napawa optymizmem. Raz po raz zmagamy się z omijaniem błotnistych ścieżek. Krajobraz momentami przypomina dekadenckie obrazy literackie znane choćby z "Przedwiośnia" S. Żeromskiego.



Po około godzinnym marszy docieramy do sporych rozmiarów polany. Tutaj skręcamy w prawo i śmiało kroczymy na przód z nadzieją na pierwsze prześwity pośród lasu.



W końcu jakaś luka pośród tej gęstwiny! Spoglądając na prawo już mamy piękne wzniesienia górujące nad wioskami woj. małopolskiego, a po przeciwnej stronie ukochaną Babią Górę.






Po kilkuminutowym postoju ruszamy dalej. Teraz idziemy zaśnieżoną i miejscami oblodzoną ścieżką. I co ciekawe na tak sporej odległości od Krzeszowa mijamy prywatną posesję, a nieopodal niej źródełko. I co więcej potrzeba człowiekowi? Mieszkanie w lesie, dostęp do wody, dojazd do domu w miarę wygodny- żyć nie umierać!:)




Znajdujemy się już w niedalekiej odległości od Schroniska na Leskowcu, dokładnie pod Przełęczą Władysława Midowicza. Kim był ów człowiek, że na jego cześć nazwano tę przełęcz? Otóż Midowicz, mgr geografii i meteorologii, zapalony turysta i działacz Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, jako pierwszy znakował szlaki w Beskidach Zachodnich, w tym jeden z nielicznych w Beskidach odcinek o charakterze wysokogórskim, wszystkim zapewne doskonale znany jako "Perć Akademików" na Babią Górę. Rzecz miała miejsce 11 czerwca 1925 r. W rejonie Babiej był także znany z tzw. "wojny na pędzle", w ramach której wyparł z Beskidów Zach. znaki niemieckiej odznaki turystycznej Beskiden-Verein. Jako członek krakowskiego oddziału PTT utworzył w 1930 r. pierwszy Akademicki Oddział PTT.  Od 1932 do 1937 był gospodarzem schroniska na Markowych Szczawinach. W czasie wojny służył jako meteorolog w polskich i brytyjskich bazach lotniczych. W 1944 r. otrzymał stopień kapitana. Następnie, również jako meteorolog pracował w Singapurze. W 1958 r. osiedlił się w Australii, pracując tam jako nauczyciel. Nie zrezygnował ze swojej pasji, górskich wędrówek i wytyczania szlaków ( góry Findersa). Wówczas jako pierwszy Polak dokonał wejścia na Kinabalu ( 4175 m.n.p.m.), najwyższego wzniesienia Borneo. W '67 r. wrócił do Polski, gdzie pełnił funkcje opiekuna sieci znakowanych szlaków Tatr Polskich. Prowadził także szkolenia dla przewodników, pisywał artykuły naukowe, etc. Midowicz zmarł w 1993 w Wieliczce i tamże znajduje się jego grób. 
Wczytałam się dokładnie w tablicę informacyjną w drodze do schroniska i śmiało można powiedzieć, iż Midowicz był niebanalną i ważną postacią, nie tylko dla miłośników gór, ale i dla  Polski.



Poniżej panorama nieopodal schroniska. Chmury znacznie przewiał dość mocny wiatr, z czego tylko się cieszyć:)


Do schroniska już rzut beretem. W końcu docieramy i udajemy się na zasłużoną przerwę. Powstałe w 1932 r. schronisko wygląda jak winno wyglądać górskie schronisko. Przytulne, drewniane i z miłą obsługą. Jak najbardziej godne polecenia.
W zagrodzie pod  schroniskiem przywitał nas bardzo pogodny konik:-) Został nawet poczęstowany batonikiem "Lion" , ale widocznie nie lubi dużych kotów, gdyż cały kąsek wypluł :(





Po około półgodzinnym odpoczynku w schronisku ruszamy na szczyt Leskowca. Stąd możemy oglądać rozległą  panoramę rozciągającą się m.in. od Lańckorońskiej Góry, Lubomir, Turbacz, Tatry Wysokie, Policę, Tatry Zachodnie, Babią Górę, poprzez Pilsko, aż po Romankę.







Szczyt Leskowca porasta głównie karłowata buczyna, jodły, świerki i brzozy. Przy szlaku prowadzącym do schroniska naszej uwadze nie umknęły także ciekawie poskręcane, karłowate buki. Niektóre z nich liczą sobie ponad 200 lat. Możemy tam też spotkać pojedyncze okazy limb czy daglezji.




Po obejrzeniu panoramy ruszamy w stronę Łamanej Skały. To drugi co do wielkości po Czuplu szczyt Beskidu Małego, a najwyższy z dzisiejszej wyprawy. W drodze na niego mijamy Przełęcz Beskidek ( 805 m.n.p.m.) oraz wzniesienie Na Beskidzie (863 m.n.p.m.). Dochodzimy w końcu do Rozstaju pod Mladą Horą ( Anula), od której kierujemy się dalej prosto szlakiem prowadzącym na Łamaną Skałę. Znajdujemy się teraz na terenie Rezerwatu Przyrody Madohora, objętym także programem Natura 2000. 




Rezerwat ten o powierzchni ponad 71 ha położony jest w przyszczytowej partii góry Madohora ( inaczej Łamanej Skały). Inicjatorem jego utworzenia był prof. Władysław Szafer, rektor UJ, a także dyrektor Krakowskiego Ogrodu Botanicznego. Obco brzmiąca nazwa 'Madohora' wskazuje na wyraźne związki z osadnictwem wołoskim w Beskidzie Małym. Nazwa Łamana Skała pojawiła się  w źródłach historycznych w XV w. Doskonale oddaje ona charakter szczytu z połamanymi blokami skalnymi na wierzchołku. Rezerwat został utworzony w 1960 r. w celu zachowania naturalnych zespołów leśnych oraz wychodni skalnych. Objęcie Rezerwatu programem Europejskiej Sieci Ekologicznej Natura 2000 ma na celu ochronę siedlisk przyrodniczych Madohory: kwaśnej buczyny, żyznej buczyny i górskiego boru świerkowego.


Po przedarciu się przez powalone konary drzew, docieramy na szczyt Łamanej Skały. Oj, zasmuciłam się bardzo, gdy zobaczyłam, iż szczyt jest gęsto zalesiony, żadnego prześwitu, ni na pół metra. Po pięciu minutowym postoju i złapaniu oddechu schodzimy ze szczytu z nadzieją, że położona troszkę niżej Mlada Hora okaże się bogatsza w widoki.


Jednakże po przebieżeniu około dwudziestu minut w kierunku trzeciego szczytu i ujrzeniu go ze ścieżki, stwierdzamy, iż nie ma sensu, gdyż jest on równie porośnięty jak poprzedni. Nazwa Mlada Hora jest zbieżna z tą znajdującą się a terenie Żywieckiego Parku Krajobrazowego. Mijałam ją kilkakrotnie w drodze do lub z Rycerzowej i stwierdzam, iż widokowo znacznie ciekawsza.:)


Wracamy więc na rozstaj szlaków pod Mladą Horą, następnie jakiś czas podążamy jeszcze czerwonym szlakiem, aż do kolejnego rozstaju, z którego wchodzimy na zielony. Dość długi czas szlak wiedzie lasem, następnie asfaltową drogą, po czym ponownie lasem, bezpośrednio do głównej drogi w okolicach Krzeszowa.



Po drodze mijamy jeszcze dwie kapliczki, ta poniżej znajduje się tuż pod Czarną Górą. Kolejna, przy której umieszczone są tablice, z których to dowiadujemy się iż do Krzeszowa Dolnego mamy jeszcze pół godzinki, a stamtąd kilkanaście minut do parkingu w Krzeszowie Górnym. Na powrót naciągnęły siwe chmury.  Po kilkutygodniowej nieobecności na szlakach, dobrze było zrobić sobie taki niemalże 20 km spacer, zwłaszcza, że pod koniec wędrówki ból łydek zaczął dawać się we znaki.  Mimo to wycieczka jak najbardziej  była udana:)



Ostatni na dzisiaj look na zaśnieżoną Babią. W tę zimę przydałoby się zrobić na nią skok;)