niedziela, 21 czerwca 2015

Częstochowa: Jasna Góra


"Była to niedziela, więc gdy słońce wybiło się już dobrze w górę, droga zaroiła się wozami i pieszym ludem ciągnącym na nabożeństwo. Z wysokich wież poczęły huczeć dzwony większe i mniejsze napełniając powietrze wspaniałym dźwiękiem. Była w tym widoku i w tych głosach spiżowych jakaś potęga, jakiś niezmierny majestat, a zarazem i spokój. Ten szmat ziemi u stóp Jasnej Góry wcale był niepodobny do reszty kraju.
Tłumy ludu czerniały naokół murów kościelnych. Pod górą stały setki wozów, bryczek, kolasek, bid; gwar ludzki mieszał się ze rżeniem koni poprzywiązywanych do palików. Dalej na prawo, wedle głównej drogi prowadzącej na górę, widać było całe szeregi straganów, w których sprzedawano wota metalowe i woskowe, świece, obrazy, szkaplerze. Fala ludzka płynęła wszędy swobodnie.
Bramy były szeroko otwarte, kto chciał, wchodził, kto chciał, wychodził; na murach, przy działach, zgoła nie było żołnierzy. Strzegła widocznie kościoła i klasztoru sama świętość miejsca - a może ufano listom Karola Gustawa, którymi bezpieczeństwo zaręczył.
Od bramy fortecznej chłopi i szlachta, mieszczanie z różnych okolic, ludzie wszelkiego wieku, obojej płci i wszystkich stanów, czołgali się ku kościołowi na kolanach, śpiewając pieśni pobożne. Płynęła ta rzeka bardzo wolno i bieg jej zatrzymywał się co chwila, gdy ciała zbiły się zbyt ciasno. Chorągwie wiały nad nią na kształt tęczy. Chwilami pieśni milkły i tłumy poczynały odmawiać litanię, a wówczas grzmot słów rozlegał się z jednego końca w drugi. Między pieśnią a pieśnią, między litanią a litanią tłumy milkły i biły czołem w ziemię lub rzucały się krzyżem; słychać było tylko głosy błagalne i przeraźliwe żebraków, którzy siedząc po dwóch brzegach rzeki ludzkiej, odsłaniali na widok publiczny swe skaleczałe członki. Wycie ich mieszało się z brzękiem grosiwa wrzucanego do blaszanych i drewnianych mis. I znowu rzeka głów toczyła się dalej, i znowu brzmiały pieśni.
W miarę jak fala zbliżała się do drzwi kościoła, zapał wzrastał i zmieniał się w uniesienie. Widziałeś ręce wyciągnięte ku niebu, oczy wzniesione, twarze blade ze wzruszenia lub rozpalone modlitwą.
Różnice stanu znikły: chłopskie sukmany zmieszały się z kontuszami, żołnierskie kolety z żółtymi kapotami mieszczan.
We drzwiach kościoła ścisk powiększył się jeszcze. Ciała ludzkie utworzyły już nie rzekę, ale most tak zbity, iż można by było przejść po głowach, ramionach, nie dotknąwszy stopą ziemi. Piersiom brakło oddechu, ciałom przestrzeni, lecz duch, który je ożywiał, dawał im żelazną odporność. Każdy się modlił, nikt nie myślał o niczym innym; każdy dźwigał na sobie tłok i ciężar całej tej masy, lecz nikt nie upadał i popychany przez tysiące, czuł w sobie siłę za tysiące, i z tą siłą parł naprzód, pogrążon w modlitwie, w upojeniu, w egzaltacji.
Kmicic, czołgający się ze swymi ludźmi w pierwszych szeregach, dostał się wraz z pierwszymi do kościoła, potem prąd wniósł go do cudownej kaplicy, gdzie tłumy rzuciły się na twarz, płacząc, obejmując rękoma posadzkę i całując ją z uniesieniem. Tak czynił i pan Andrzej, a gdy wreszcie ośmielił się podnieść głowę, uczucie rozkoszy, szczęścia i zarazem śmiertelnej obawy odjęło mu prawie przytomność.
W kaplicy panował mrok czerwony, którego nie rozpraszały zupełnie płomyki świec jarzących się przed ołtarzem. Barwne światła wpadały także przez szyby, i wszystkie one blaski czerwone, fioletowe, złote, ogniste drgały na ścianach, ślizgały się po rzeźbach, załamaniach, przedzierały się w zaciemnione głębie, wydobywając na jaw jakieś niewyraźne przedmioty pogrążone jakoby we śnie. Tajemnicze połyski rozbierały się i skupiały z mrokiem tak nieznacznie, że nikła wszelka różnica między światłem a cieniem. Świece na ołtarzu miały glorie złote. Dymy z kadzielnic tworzyły mgłę purpurową; biały ornat zakonnika, odprawiającego ofiarę; grał przyćmionymi kolorami tęczy. Wszystko tu było półwidne, półprzesłonięte, nieziemskie: blaski nieziemskie, mroki nieziemskie -tajemnicze, uroczyste, błogosławione, przepełnione modlitwą, adoracją, świętością...
Z głównej nawy kościoła dochodził szum zmieszany głosów ludzkich, jak ogromny szum morza, a tu panowała cisza głęboka, przerywana tylko głosem zakonnika śpiewającego wotywę.
Obraz jeszcze był przysłonięty, więc oczekiwanie tłumiło dech w piersiach. Widać tylko było oczy wpatrzone w jedną stronę, nieruchome twarze, jakoby już z ziemskim życiem rozbratane, ręce złożone przed ustami, jak u aniołów na obrazach. Śpiewowi zakonnika wtórowały organy wydając tony łagodne, a słodkie, płynące jakoby z fletni zaziemskich. Chwilami zdawały się one sączyć jak woda w źródle, to znów padały ciche a gęste, jak rzęsisty deszcz majowy.
Wtem huknął grzmot trąb i kotłów - dreszcz przebiegł serca. Zasłona obrazu rozsunęła się w dwie strony i potok brylantowego światła lunął z góry na pobożnych.
Jęki, płacz i krzyki rozległy się w kaplicy.
- Salve Regina !  [...]"

Fragment "Potopu" H. Sienkiewicza, Tom II rozdz. XI / XII
Była to Niedziela, więc gdy słońce wybiło się już dobrze w górę, droga zaroiła się wozami i pieszym ludem ciągnącym
na nabożeństwo. Z wysokich wież poczęły huczeć dzwony większe i mniejsze, napełniając powietrze wspaniałym dźwiękiem. Była w tym widoku i w tych głosach spiżowych jakaś potęga, jakiś niezmierny majestat, a zarazem i spokój.
Ten szmat ziemi u stóp Jasnej Góry wcale był niepodobny do reszty kraju.
Tłumy ludu czerniały naokół murów kościelnych. Pod górą stały setki wozów, bryczek, kolasek, bid: gwar ludzki mieszał się ze rżeniem koni poprzywiązywanych do palików. Dalej na prawo, wedle głównej drogi prowadzącej na górę,
widać było całe szeregi straganów, w których sprzedawano wota metalowe i woskowe, świece, obrazy, szkaplerze.
Fala ludzka płynęła wszędy swobodnie.
Bramy były szeroko otwarte, kto chciał, wchodził, kto chciał, wychodził; na murach, przy działach, zgoła nie było żołnierzy. Strzegła widocznie kościoła i klasztoru sama świętość miejsca - a może ufano listom Karola Gustawa, którymi bezpieczeństwo zaręczył.
Od bramy fortecznej chłopi i szlachta, mieszczanie z różnych okolic, ludzie wszelkiego wieku , obojej płci i wszystkich stanów, czołgali się ku kościołowi na kolanach, śpiewając pieśni pobożne. Płynęła ta rzeka bardzo wolno i bieg jej zatrzymywał się co chwila, gdy ciała zbiły się zbyt ciasno. Chorągwie wiały nad nią na kształt tęczy.
Chwilami pieśni milkły i tłumy poczynały odmawiać litanię, a wówczas grzmot słów rozlegał się z jednego końca w drugi.
Między pieśnią a pieśnią, między litanią a litanią tłumy milkły i biły czołem w ziemię lub rzucały się krzyżem......
W miarę jak fala zbliżała się do drzwi kościoła, zapał wzrastał i zmieniał się w uniesienie. Widziałeś ręce wyciągnięte ku niebu, oczy wzniesione, twarze blade ze wzruszenia lub rozpalone modlitwą.
Różnice stanu znikły; chłopskie sukmany zmieszały się z kontuszami, żołnierskie kolety z żółtymi kapotami mieszczan.
We drzwiach kościoła ścisk powiększył się jeszcze. Ciała ludzkie utworzyły już nie rzekę ale most, tak zbity iż można by
było przejść po głowach, ramionach, nie dotknąwszy stopą ziemi. Piersiom brakło oddechu, ciałom przestrzeni, lecz
duch, który je ożywiał, dawał im żelazną odporność. Każdy się modlił, nikt nie myślał o niczym innym, każdy dźwigał na sobie tłok i ciężar całej tej masy, lecz nikt nie upadał i popychany przez tysiące, czul w sobie siłę za tysiące, i z tą siłą parł
naprzód, pogrążon w modlitwie, w upojeniu, w egzaltacji....
Kmicic, czołgający się ze swymi ludźmi w pierwszych szeregach, dostał się wraz z pierwszymi do Kościoła, potem prąd wniósł go do cudownej kaplicy, gdzie tłumy rzuciły się na twarz, płacząc, obejmując rękoma posadzkę i całując ją
z uniesieniem. Tak czynił i pan Andrzej, a gdy wreszcie ośmielił się podnieść głowę, uczucie rozkoszy, szczęścia
i zarazem śmiertelnej obawy odjęło mu prawie przytomność.
W kaplicy panował mrok czerwony, którego nie rozpraszały zupełnie płomyki świec, jarzących się przed ołtarzem.
Barwne światła wpadały także przez szyby i wszystkie one blaski czerwone, fioletowe, złote, ogniste drgały na ścianach,
ślizgały się po rzeźbach, załamaniach, przedzierały się w zaciemnione głębie, wydobywając na jaw jakieś niewyraźne przedmioty pogrążone jakoby we śnie. Tajemnicze połyski rozbiegały się i skupiały z mrokiem tak nieznacznie, że nikła
wszelka różnica między światłem a cieniem. Świece na ołtarzu miały glorie złote. Dymy z kadzielnic tworzyły mgłę
purpurową; biały ornat zakonnika, odprawiającego ofiarę grał przyćmionymi kolorami tęczy. Wszystko tu było półwidne,
półprzysłonięte, nieziemskie; blaski nieziemskie, mroki nieziemskie - tajemnicze, uroczyste, błogosławione, przepełnione modlitwą, adoracją, świętością....
Z głównej nawy kościoła dochodził szum zmieszany głosów ludzkich, jak ogromny szum morza, a tu panowała cisza
głęboka, przerywana tylko głosem zakonnika śpiewającego wotywę.
Obraz jeszcze był przysłonięty, więc oczekiwanie tłumiło dech w piersiach. Widać tylko było oczy wpatrzone w jedna stronę, nieruchome twarze, jakoby już z ziemskim życiem rozbratane, ręce złożone przed ustami, jak u aniołów na obrazach. Śpiewowi zakonnika wtórowały organy wydające tony łagodne, a słodkie, płynące jakoby z fletni zaziemskich.
Chwilami zdawały się one sączyć jak woda w źródle, to znów padały ciche a gęste, jak rzęsisty deszcz majowy.
Wtem huknął głos trąb i kotłów - dreszcz przebiegł serca.
Zasłona obrazu rozsunęła się na dwie strony i potok brylantowego światła lunął z góry na pobożnych.
Jęki , płacz i krzyki rozległy się w kaplicy.
- Salve Regina !

Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/1644/obrona-jasnej-gory-dzis-polska-jak-kiedys-jasna-gora

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
Była to Niedziela, więc gdy słońce wybiło się już dobrze w górę, droga zaroiła się wozami i pieszym ludem ciągnącym
na nabożeństwo. Z wysokich wież poczęły huczeć dzwony większe i mniejsze, napełniając powietrze wspaniałym dźwiękiem. Była w tym widoku i w tych głosach spiżowych jakaś potęga, jakiś niezmierny majestat, a zarazem i spokój.
Ten szmat ziemi u stóp Jasnej Góry wcale był niepodobny do reszty kraju.
Tłumy ludu czerniały naokół murów kościelnych. Pod górą stały setki wozów, bryczek, kolasek, bid: gwar ludzki mieszał się ze rżeniem koni poprzywiązywanych do palików. Dalej na prawo, wedle głównej drogi prowadzącej na górę,
widać było całe szeregi straganów, w których sprzedawano wota metalowe i woskowe, świece, obrazy, szkaplerze.
Fala ludzka płynęła wszędy swobodnie.
Bramy były szeroko otwarte, kto chciał, wchodził, kto chciał, wychodził; na murach, przy działach, zgoła nie było żołnierzy. Strzegła widocznie kościoła i klasztoru sama świętość miejsca - a może ufano listom Karola Gustawa, którymi bezpieczeństwo zaręczył.
Od bramy fortecznej chłopi i szlachta, mieszczanie z różnych okolic, ludzie wszelkiego wieku , obojej płci i wszystkich stanów, czołgali się ku kościołowi na kolanach, śpiewając pieśni pobożne. Płynęła ta rzeka bardzo wolno i bieg jej zatrzymywał się co chwila, gdy ciała zbiły się zbyt ciasno. Chorągwie wiały nad nią na kształt tęczy.
Chwilami pieśni milkły i tłumy poczynały odmawiać litanię, a wówczas grzmot słów rozlegał się z jednego końca w drugi.
Między pieśnią a pieśnią, między litanią a litanią tłumy milkły i biły czołem w ziemię lub rzucały się krzyżem......
W miarę jak fala zbliżała się do drzwi kościoła, zapał wzrastał i zmieniał się w uniesienie. Widziałeś ręce wyciągnięte ku niebu, oczy wzniesione, twarze blade ze wzruszenia lub rozpalone modlitwą.
Różnice stanu znikły; chłopskie sukmany zmieszały się z kontuszami, żołnierskie kolety z żółtymi kapotami mieszczan.
We drzwiach kościoła ścisk powiększył się jeszcze. Ciała ludzkie utworzyły już nie rzekę ale most, tak zbity iż można by
było przejść po głowach, ramionach, nie dotknąwszy stopą ziemi. Piersiom brakło oddechu, ciałom przestrzeni, lecz
duch, który je ożywiał, dawał im żelazną odporność. Każdy się modlił, nikt nie myślał o niczym innym, każdy dźwigał na sobie tłok i ciężar całej tej masy, lecz nikt nie upadał i popychany przez tysiące, czul w sobie siłę za tysiące, i z tą siłą parł
naprzód, pogrążon w modlitwie, w upojeniu, w egzaltacji....
Kmicic, czołgający się ze swymi ludźmi w pierwszych szeregach, dostał się wraz z pierwszymi do Kościoła, potem prąd wniósł go do cudownej kaplicy, gdzie tłumy rzuciły się na twarz, płacząc, obejmując rękoma posadzkę i całując ją
z uniesieniem. Tak czynił i pan Andrzej, a gdy wreszcie ośmielił się podnieść głowę, uczucie rozkoszy, szczęścia
i zarazem śmiertelnej obawy odjęło mu prawie przytomność.
W kaplicy panował mrok czerwony, którego nie rozpraszały zupełnie płomyki świec, jarzących się przed ołtarzem.
Barwne światła wpadały także przez szyby i wszystkie one blaski czerwone, fioletowe, złote, ogniste drgały na ścianach,
ślizgały się po rzeźbach, załamaniach, przedzierały się w zaciemnione głębie, wydobywając na jaw jakieś niewyraźne przedmioty pogrążone jakoby we śnie. Tajemnicze połyski rozbiegały się i skupiały z mrokiem tak nieznacznie, że nikła
wszelka różnica między światłem a cieniem. Świece na ołtarzu miały glorie złote. Dymy z kadzielnic tworzyły mgłę
purpurową; biały ornat zakonnika, odprawiającego ofiarę grał przyćmionymi kolorami tęczy. Wszystko tu było półwidne,
półprzysłonięte, nieziemskie; blaski nieziemskie, mroki nieziemskie - tajemnicze, uroczyste, błogosławione, przepełnione modlitwą, adoracją, świętością....
Z głównej nawy kościoła dochodził szum zmieszany głosów ludzkich, jak ogromny szum morza, a tu panowała cisza
głęboka, przerywana tylko głosem zakonnika śpiewającego wotywę.
Obraz jeszcze był przysłonięty, więc oczekiwanie tłumiło dech w piersiach. Widać tylko było oczy wpatrzone w jedna stronę, nieruchome twarze, jakoby już z ziemskim życiem rozbratane, ręce złożone przed ustami, jak u aniołów na obrazach. Śpiewowi zakonnika wtórowały organy wydające tony łagodne, a słodkie, płynące jakoby z fletni zaziemskich.
Chwilami zdawały się one sączyć jak woda w źródle, to znów padały ciche a gęste, jak rzęsisty deszcz majowy.
Wtem huknął głos trąb i kotłów - dreszcz przebiegł serca.
Zasłona obrazu rozsunęła się na dwie strony i potok brylantowego światła lunął z góry na pobożnych.
Jęki , płacz i krzyki rozległy się w kaplicy.
- Salve Regina !

Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/1644/obrona-jasnej-gory-dzis-polska-jak-kiedys-jasna-gora

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.


Powyższy fragment klasyka idealnie oddaje mistykę, majestat i ducha historii jaki czuć, będąc na Jasnej Górze. Miejsce to powinien odwiedzić każdy Polak, niezależnie od tego, czy jest wierzący czy też nie. Nie tylko walory duchowe, lecz także historyczne powinny być przesłanką, aby właśnie takowy krok uczynić.


Pierwsze wzmianki o Klasztorze pojawiają się w 1382 roku. Wtedy to książę Władysław Opolczyk  sprawował rządy na Rusi. Cudowny obraz wówczas znajdował się na tym terenie, a co do jego powstania nie ma pewnych wiadomości. Najprawdopodobniej został namalowany w 2 połowie XIII wieku jako ikona bizantyjska. Wykonany na płótnie przyklejonym do podłoża złożonego z trzech desek lipowych. Wokół powstania obrazu krąży do dnia dzisiejszego wiele legend. Jedna z nich nawet głosi, iż obraz został namalowany przez św. Łukasza Ewangelistę na blacie stołu, przy którym spożywała Święta Rodzina. Następnie, w IV wieku matka cesarza Konstantyna miała przewieźć obraz do Konstantynopola. Wówczas obraz miał pokazać swoją cudowną moc. Ostatecznie został przewieziony na północ, na Ruś Czerwoną. Chcąc zabezpieczyć obraz przed ewentualnym zbezczeszczeniem ze strony pogańskich Tatarów (raz podczas oblegania zamku Bełzkiego tatarska strzała  miała ugodzić w szyję Matki Bożej), Władysław Opolczyk postanowił przewieźć go do Opola, na Śląsk. W drodze zatrzymał się na odpoczynek w Częstochowie, w pobliskim kościółku na Jasnej Górze. Wtedy to Matka Boża miała mu dać poznać swą wolę, iż chce tutaj właśnie pozostać. Książę pozostawił więc obraz na Jasnej Górze, oddając go pod opiekę  Paulinom, sprowadzonym przez niego z Węgier w 1382 roku.



Do historii klasztoru oraz obrazu będę jeszcze sukcesywnie wracać w relacji, teraz chciałam przedstawić troszkę organizacyjnych kwestii.
Otóż, dla wybierających się tam pielgrzymów cenną uwagą jest informacja, iż w pobliżu klasztoru jest darmowy parking, nieopodal jest piękny zespół parkowy: Park Staszica oraz Park 3 Maja, o łącznej powierzchni 12, 5 ha. W parku znajdziemy toalety, plac zabaw dla dzieci, a pod stopami Jasnej Góry można smacznie zjeść. Teren Jasnej Góry posiada świetne zaplecze noclegowe, miejsca gdzie można nabyć pamiątki oraz księgarnie.


Na Klasztor składa się wiele obiektów, m.in. kaplice, obiekty muzealne, sale memorialne, studnie, pomniki, bastiony. Ojcowie Paulini bardzo dbają o estetykę tego świętego miejsca. Całość robi ogromne wrażenie.




Dnia 14 lub 16 kwietnia 1430 roku na Jasnej Górze miał miejsce napad  Husytów. Słynący już wówczas wtedy z cudownych mocy Obraz Matki Boskiej odarto z wszelkich kosztowności, a następnie jeden z rabusiów przebił na wylot mieczem obraz " rzeźbiąc" tym samym  pozostałe do dnia dzisiejszego rysy na obliczu Czarnej Madonny. Kronikarz  Jan Długosz tak zobrazował owe wydarzenie: 
"Niezaspokojeni łupem, oblicze obrazu mieczem na wylot przebili, a deskę, do której wizerunek przylegał, połamali, tak iż zdawało się, że to nie Polacy, ale Czesi kacerze dopuścili się czynów tak srogich i bezbożnych. Po dopełnieniu takowego gwałtu, raczej skalani zbrodnią niż zbogaceni, z niewielką zdobyczą pouciekali. Długi czas mniemano, że ów gwałt popełnili czescy kacerze, mieszkający w przyległych Polsce miastach i zamkach szląskich. I już Władysław król i panowie polscy poczęli byli myśleć o wydaniu wojny Czechom, ale gdy się sprawa wydała i rzeczy wyjaśniły, karano srodze owych z szlachty polskiej złoczyńców, a wielu wtrącono do więzienia."

Po tym bandyckim napadzie, obraz poddano gruntownej renowacji, a nadzór nad pracami sprawował król Władysław Jagiełło.





Na fotografiach poniżej zamieszono wnętrze Bazyliki pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i Znalezienia Krzyża Świętego. Na jej najstarszą część składa się prezbiterium ( XV w.) Ołtarz główny, ufundowany w 1728 r. przedstawia Wniebowzięcie Matki Boskiej.



Najważniejszym wydarzeniem w historii Polski związanym z Jasną Góra stała się bohaterska obrona tego klasztoru w 1655 r. podczas szwedzkiego najazdu. Oblężenie trwało 40 dni, a postawa ojca Augustyna Kordeckiego, dowodzącego obroną Jasnej Góry upamiętniona została na kartach historii. Cudowny Obraz w owym czasie został wywieziony do Lublińca, następnie do Głogówka, a w kaplicy umieszczono jego kopię. Zwycięstwo nad Szwedami miało oddźwięk symboliczno-religijny i wywarło wpływ na tą część szlachty polskiej, która była przychylna wobec najeźdźców.





W duchu wdzięczności za ocalenie obrazu, klasztoru i kraju, w 1656 r. król Polski Jan Kazimierz we lwowskiej katedrze złożył śluby, które na zawsze ustanowiły Jasnogórską Panią patronką i Królową Polski.
W częstochowskiej Kaplicy widnieje replika obrazu Jana Matejki uwieczniająca właśnie to wydarzenie.



Będąc na Jasnej Górze warto wejść do Arsenału, nieopodal Kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej. Znajduje się tam wiele pięknych, cennych dzieł, obrazów, wotów, a nawet stroje husarii. W Arsenale nie można robić zdjęć.



A teraz cel chyba wszystkich pielgrzymów tutaj podróżujących. Kaplica Cudownego Obrazu. Obraz ma wymiary 121,8 na 81,3 cm . Od XVII w. zaczęto przyozdabiać go kosztownymi sukienkami, obecnie Matka Boska ma ich dziewięć ( Sukienki Matki Boskiej Częstochowskiej ). Najnowsza z 2010 r. posiada fragmenty prezydenckiego Tu-154, który 10 kwietnia 2010 rozbił się pod Smoleńskiem oraz złotą obrączkę, która w czasie II  wojny światowej została wyrzucona z pociągu przez więźnia jadącego do Auschwitz. Obrączka była zawinięta w chusteczkę z adresem, przez co jej znalazca  dostarczył obrączkę żonie więźnia, który zginął później w obozie koncentracyjnym. Kobieta nosiła ją do swej śmierci, potem przechowywały ją jej dzieci. Po 70 latach obrączka została przekazana jako wotum Matce Bożej Częstochowskiej.


Ołtarz nad którym króluje Czarna Madonna można obchodzić, pamiętając, aby nie robić zdjęć z flashem ( lampa błyskowa niszczy eksponaty).


Wnętrze kaplicy obfituje w wota składane przez wiernych, tablice pamiątkowe, dziękczynne, obrazy, a także kule, na znak, iż dzięki rzewnym modlitwom do Cudownego Obrazu odzyskali zdrowie.



Zasłonięcie obrazu w niedziele ma miejsce o godz. 13, a ponowne odsłonięcie następuje o 14.




Po lewej stronie obrazu znajduje się cenne wotum, mianowicie pas sutanny papieskiej Jana Pawła II, przestrzelony i pokrwawiony podczas zamachu na jego życie w 1981 r. Dalej, złote berło i jabłko- insygnia królewskie, będące darem polskich kobiet. Po prawej stronie umieszczona została Złota Róża oraz różaniec i złote serce w darze od Jana Pawła II. Kolejna Złota Róża ofiarowana przez papieża Benedykta XVI.







Przy wyjściu z Kaplicy, na wprost drzwi na ścianie znajduje się piękny pomnik upamiętniający katastrofę w Smoleńsku w 2010 r., w której zginął urzędujący wówczas Prezydent Lech Kaczyński, a także 95 innych osób ( delegacja rządowa, duchowni, obsługa samolotu).



Będąc na Jasnej Górze warto udać się na wieżę ( do listopada otwarta jest od godz. 8-16). Troszkę trzeba się namęczyć, by wyjść do góry, ale naprawdę warto. Przy dobrej pogodzie można podziwiać piękną panoramę miasta, a przede wszystkim zobaczyć z góry jasnogórską twierdzę.






Jasna Góra jest symbolem szczególnym dla Polski, historycznym miejscem, które przypomina o ważnych dziejach naszego narodu, a także o szczególnym połączeniu kościoła, Boga i państwa, które chcąc nie chcąc było od wiek wieków i nie wyprzemy się, my jako naród Polski tej afiliacji.