czwartek, 23 lipca 2015

Tatry Wysokie: Sławkowski Szczyt


Sobotnim rankiem, 04 lipca 2015 r. wraz z członkami Koła Miejskiego PTTK z Żywca przekraczamy polską granicę w Jurgowie, po to by dotrzeć do malowniczego słowackiego miasteczka, Starego Smokowca ( słow. Starý Smokovec), a stamtąd zdobyć pierwszy raz ( w moim przypadku) Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.).
Zapowiada się, że nie będzie to łatwe zadanie...Powód jest prosty, afrykańskie upały ;-/ . Już kilka dni temperatura przekracza 30 °C.  Nakrycie głowy, olejek z filtrem UV oraz dużo wody to podstawowe składowe bezpiecznej wyprawy.
 

Stary Smokowiec jest popularnym ośrodkiem wypoczynkowym, zarówno zimą jak i latem. Chętnie zaglądają tu zarówno narciarze, jak i miłośnicy turystyki pieszej. Znajduje się tu stacja kolejki na Hrebienok ( koszt jazdy kolejką tam i z powrotem to ok 8 € ).  Miasto posiada kilka hoteli, znajduje się tu także piękny kościółek pw. Niepokalanego Poczęcia NMP z 1888 r.



Część ekipy wybiera przejazd kolejką na Hrebienok ( inaczej Smokwieckie Siodełko), a następnie przejście czerwonym oraz niebieskim szlakiem na Sławkowski. Wraz z kilkoma osobami wybieram przejście całej trasy " z buta", co wiąże się z 5 godzinnym marszem (od początku aż do samego szczytu szlak niebieski) .


A więc zaczynamy. Jest 8: 45 kiedy zaczynamy marsz. Gorąc już o tej porze niesamowicie daje się we znaki. Czeka nas ok. 1460 m przewyższenia, zatem trzeba dosyć sprawnie iść i porcjować energię, by zmóc całą trasę. Ciekawostką tej trasy jest fakt, iż droga na Sławkowski istniała już od 1664 r., a w roku 1805 stąpał nią Stanisław Staszic.



Brak drzew, lub ich nieliczne połacie na stokach tej części Tatr to skutek zniszczeń huraganu, jaki nawiedził okolice Starego Smokowca w 2004 r. Ogromne zniszczenia ( ok.14 000 hektarów powierzchni powalonych drzew) na długie dekady będą nie do odrobienia. Zwłaszcza, iż osiem lat po tym zdarzeniu, nazwanym przez Słowaków ' Veľká kalamita'  ( Wielka Katastrofa) pożar strawił w tym samym miejscu ponad 20 hektarów młodnika... Czyżby jakieś fatum wisiało nad tym miejscem??


Po jakimś czasie docieramy na wysokość 1530 m.n.p.m. Znajduje się tu piękny punkt widokowy, gdzie utworzono coś na kształt platformy ogrodzonej barierką, a miejsce to nazwano Maksymilianką. Nazwa pochodzi od fundatora szlaku na Sławkowski, Maksymiliana Weisza. Stad możemy oglądać przepiękny masyw m. in. Łomnicy ( 2634 m.n.p.m.), Pośredniej Grani (2441 m.n.p.m.), Lodowego Szczytu (2462 m.n.p.), a także Dolinę Zimnej Wody, Dolinę Małej Zimnej Wody, a kierunku południowym Kotlinę Liptowską i Niżne Tatry.





I masyw drugiego co to wysokości, po Gerlachu słowackiego szczytu Tatr Wysokich- Łomnicy. Na jej wierzchołek można wjechać kolejką linową z Tatrzańskiej Łomnicy. Formalnie, na Łomnicę nie prowadzą żadne szlaki turystyczne. Można nań wspiąć się jedynie z przewodnikiem tatrzańskim. Na jej szczycie znajduje się obserwatorium astronomiczne oraz stacja przekaźnikowa.


Szlak teraz wiedzie zboczami Sławkowskiego Grzebienia, porosłego bujnie kosodrzewiną. Im wyżej, tym panorama robi się coraz rozleglejsza, a przez to ciekawsza, jednak sama wędrówka staje się coraz monotonniejsza.







Ścieżka wiedzie zachodnią granią Sławkowskiego Grzebienia, a szczyty, które obejmuje to Królewska Czuba, Królewskie Wrótka, Królewski Nos oraz Królewska Przełęcz. Jest tego sporo  aby dojść do celu dzisiejszej wycieczki. Za każdym razem, gdy zbliżam się do któregoś z powyższych obiektów, wydaje mi się, że to już jestem na Sławkowskim, a tu gdzie tam do końca...:)



I okazałe Łomnickie Granie...
 





Przyznam, iż to moja pierwsza tegoroczna wysokotatrzańska wyrypa, więc idę ciężko i mozolnie, gdzie tylko się da przysiadując czy przystając. Ale summa summarum nie było aż tak źle, gdyż całą trasę udało się "zrobić" w 4 godz.30 min , czyli w pół godziny mniej niż wskazywał szlak.:)


I ponownie Łomnica, tym razem okryta wędrującym obłokiem, a od niej po lewo Pośrednia Turnia, Durny Szczyt oraz Mały Durny.






A oto co jeszcze przed nami...


Słońce zaczyna mocno operować. Szczególnie ważnym jest wybierając się na Sławkowski latem, zwłaszcza, gdy słonecznie, aby zabezpieczyć się w duże ilości wody. Wędrówka  jest wyczerpująca, a na całej długości trasy jest tylko początkowo skrawek lasu, gdzie można ochłonąć chwilkę od promieni słonecznych. Obowiązkowo wg. mnie przynajmniej 2, 5 litra płynów!



Do tej pory podczas zdobywania słowackich Tatr nie spotkałam aż tylu turystów co dzisiaj ( no może podobnie było na Krywaniu), jednakże i tak jest ich znacznie mniej niż ma to miejsce po polskiej stronie.
Ścieżka prowadzi po skalnych płytach prawie cały czas. Wyjątkiem jest ostatnie podejście pod szczyt, gdzie już musimy uważać, zwłaszcza przy schodzeniu na sypki żwirek.
Poniżej na fotce uwieczniłam szlak na Królewską Czubę.

Oj ciągnie się droga na Sławka...:) Wierzchołek Sławkowskiego wydaje się być tak blisko, jednakże to tylko  złudne nadzieje. Zbliżamy się teraz do Królewskiego Nosa. 


Trud i spiekotę wynagradzają wspaniałe widoki. Im wyżej się wspinamy, tym otwiera się coraz lepsza panorama na Dolinę Staroleśną.




Dobrze popatrzeć za siebie, ile trasy się już ma w nogach!;)




W tym miejscu pozwalamy sobie na dłuży odpoczynek, przed atakiem szczytu. Wspaniałość okna widokowego szczególnie do tego zachęca.
Mamy do pokonania jeszcze ok. 0.5 km przewyższenia, ni dużo, ni mało. Po posileniu się i odpoczynku łapię nowe siły i z zapałem ruszam w dalszą drogę. Sprzymierzeńcem są mi chmury, które zjawiły się wtedy, kiedy tego potrzebowałam. Jest koło południa, więc, kiedy Słońce najbardziej dawałoby w kość, obłoki są wybawieniem. Nadrabiam więc czas stracony na częste picie i odpoczynek, tak aby udało się dojść na 13 na szczyt.



Po minięciu Królewskiego Nosa zbliżamy się do Królewskiej Przełęczy. Stamtąd będzie jeszcze ok. godziny do Sławkowskiego. Nie wspomniałam jeszcze, iż w przeszłości Sławkowski Szczyt uważany był za najwyższy w Tatrach ( wg. niektórych źródeł miał 2860 m.n.p.m.). Nie zostało to potwierdzone naukowo, ale legenda głosi, że kiedy w 1662 r. w Tatrach miało miejsce trzęsienie ziemi, szczyt Sławkowskiego, a właściwie 300 m. szczytu miało odpaść i runąć do Doliny Staroleśnej i Zimnej Wody.  Niestety, naukowcy nie potwierdzili wielkiego trzęsienia ziemi, stwierdzono jedynie, iż w przeszłości doszło do osunięcia na stoku Królewskiego Nosa. No cóż, ciężko wyjaśnić po tylu wiekach taką zagadkę...

W końcu jest! 10 min. później niż planowałam, tj o 13:10 dotarliśmy, w znoju i trudzie na Sławkowski!:) Gdy już ujrzałam krzyż z radością małego dziecka brnęłam do przodu. Niebo nad szczytem prawie całe pokryło się w chmurach. Zrobiło się także troszkę chłodniej. Co dokuczało najbardziej to uciążliwe muchy, które bardziej przypominały latające mrówki. Kilka z nich nawet zjadłam ;/ Dobrze, że kolega miał spray na kleszcze i komary z serii " dla komandosów". Dzięki temu specyfiku znacznie mniej lgnęły do nas, przez co nie musieliśmy tak szybko uciekać ze szczytu.
Standardowo robimy szczytową sesję, pod krzyżem, przy krzyżu, na graniach i stokach. Szczyt jest dosyć rozległy, także każdy z przebywających nań wędrowców znajduje "swoje" miejsce.


Widoki ze szczytu są imponujące. W dole otwiera się przed nami jak książka widok na Dolinę Staroleśną  z licznymi stawami i połaciami kosodrzewiny. W dolinie tej znajduje się 27 stawów. Największy z nich, zwany Zmarzłym Stawem Staroleśnym ma 17 m głębokości i 1, 7 ha powierzchni.



Sławkowski oferuje rozległy widok na słowackie Tatry Wysokie. Poniżej w oddali Jego Wysokość Gerlach, za nim Zadni Gerlach, Wysoka i Rysy.



Poniżej, w północnym i północno-wschodnim kierunku roztacza się wspaniała panorama Lodowy Szczyt, Czerwoną Ławkę, Żółty Szczyt oraz Pośrednią Grań.


I zoom na Staroleśny Szczyt, Małą Wysoką, Dziką Turnię i Świnicę.


Na szczycie Sławkowskiego spędzamy ponad pół godziny. Podczas gdy tam na dole, w  Spiskiej Kotlinie szaleją afrykańskie upały, my tu przywdziewamy cieplejsze bluzy. Posilamy się i miło gawędzimy. Po nacieszeniu oczu majestatem Tatr ruszamy w drogę powrotną. Niestety na Sławka nie prowadzi żaden inny szlak, więc ruszamy niebieskim dokładnie tak, jak przyszliśmy. Najgorzej jest przy zejściu po niebezpiecznym żwirku, zdają się pomocne kijki i umiejętnie stawiane kroki.
Mimo obaw z powodu wysokich temperatur, narzekania w trakcie drogi ("-ja chyba już dalej nie mogę..." ),  jestem zachwycona wycieczką. Panoramy, jakie przyszło mi oglądać z wierzchołka Sławkowskiego w pełni wynagradzają mordęgę, którą trzeba było pokonać.