środa, 2 kwietnia 2014

Tatry Zachodnie: Wielki Kopieniec- Nosal- Sarnia Skała


Data wyprawy: 30 marzec 2014 r.
Początek szlaku: Toporowa Cyrhla, szlak zielony
Dalsza podróż: wejście na Wielki Kopieniec ( 1328 m.n.p.m.), następnie Nosal ( 1206 m.n.p.m.), zejście do Kuźnic i wejście na Sarnią Skałę ( 1377 m.n.p.m.)
Powrót przez Dolinę Białego, następnie Drogą pod Reglami.

Oto jak przedstawiała się trasa wg. kalkulatora szlaków:
Kalkulator szlaków wraz z punktacją GOT

Niedzielna pobudka była niezwykle ciężka. A to za sprawą przesunięcia zegarków o godzinę do przodu, w związku z czym krócej mogliśmy sobie pospać;/  Także wg "starego" czasu wstałam o 4:10 (!).
Wyruszamy z Żywca już wg aktualnego czasu ok. 6 rano, mknąc do Zakopanego przez Słowację. Zapowiada się pogodny dzień.:) W końcu jesteśmy na miejscu. W centrum Zakopca parkujemy, następnie kawałeczek podjeżdżamy busikiem do Toporowej Cyrhli nieopodal wejścia na szlak ( bus relacji Zakopane- Morskie Oko).
Przyznam, że temperatura w tym miejscu jest o wiele wyższa niż w centrum Zakopanego. Na niebie niemal bez jednej chmurki. Od razu naszym oczom ukazują się obficie usiane krokusami zakopiańskie łąki.


Szlak zielony wiedzie pośród gęstego świerkowego lasu. Jest bezwidokowy. Głęboko wdychamy to rześkie, pachnące choiną górskie powietrze. Jesteśmy niemalże jedyną grupką na szlaku. Po drodze minęliśmy zaledwie parę turystów.


Podejście zielonym szlakiem jest łagodne, także jest to dobra okazja, by zrobić sobie rozgrzewkę przez trzema szczytami, które nas dzisiaj czekają.
Jednakże zatrzymujemy się kilkakrotnie, by uwiecznić te wiosenne fiolety, które tworzą wspaniały klimat i są symbolem tatrzańskiej wiosny.


Wychodząc z lasu, docieramy do Polany Kopieniec. To jedna z niewielu tatrzańskich polan, gdzie jeszcze wypasa się owce. Od Polany na szczyt Kopieńca mamy 20 minut.


Na Polanie pod Kopieńcem znajduje się kilkanaście szałasów. Spoglądając ponad nie możemy już nacieszyć oko masywami wysokogórskich szczytów, m.in. Świnicy.





Słońce dzisiaj niezwykle wydajnie i ostro operuje. Niezwykle trudno jest zrobić dobrą fotkę, gdyż wszystko wydaje się jakby było spowite cieniutką warstwą mgły.
Podejście na Wielki Kopieniec jest dosyć ostre, lecz krótkie. Po kilkunastu minutach jesteśmy na szczycie. Robimy tutaj krótki odpoczynek, podziwiamy przy tym widoki, po czym wyruszamy zielonym szlakiem w kierunku Jaszczurówki.


Po drodze oczywiście nie odbyło się od okrzyków zachwytu nad kolejnymi łąkami i kępami obsypanymi krokusami.





To chyba ostatnie piękne widoki, które nam towarzyszyły w dojściu do Nosalowej Przełęczy. Z początku mkniemy lasem, potem dość spory odcinek, gdzie tego lasu nie ma, a są za to połamane przez zimowe wichury drzewa, wyglądem przypominające olbrzymie zapałki, które ktoś niedobry rozsypał z pudełka.


W końcu docieramy do wysokości 1103 m. n.p.m. gdzie znajduje się Nosalowa Przełęcz. Stąd już obserwujemy z całkiem bliskiej odległości Giewont.


Podejście na Nosal jest strome, lecz zabezpieczone drewnianą barierą. Wierzchołek Nosala zbudowany ze skał wapiennych i dolomitów. Północno zachodnie zbocze góry to bardzo strome urwisko, przez co w przeszłości odnotowywano tu wypadki śmiertelne. Góra była także wybierana przez samobójców.


Nosal jest dobrze znany miłośnikom narciarstwa. Na zachodniej części wierzchołka znajduje się kilka wyciągów oraz nartostrada prowadząca do Kuźnic.


Oj, może się zakręcić w głowie stojąc nad przepaścią.



Na szczycie spędzamy około pół godzinny, opalając co nie co nasze blade twarze.:) W porównaniu do szczytu Wielkiego Kopieńca, gdzie dosyć mocno hulał wiatr, tu jest już spokojniej, więc milej się odpoczywa i podziwia  Giewont, Kopę Kondracką czy Kasprowy. Stąd też, tuż ponad Kuźnicami widzimy nasz następny i ostatni cel dzisiejszej wyprawy- Sarnią Skałę.


Schodzimy więc do Kuźnic. Jak do tej pory turystów na obydwu szczytach i szlakach było niewielu, tak tu jest ich zatrzęsienie. Jest także dosyć ślisko, miejscami szlak jest całkowicie oblodzony. Na szczęście to tylko niewielki odcinek. Odbijamy więc w prawo i  czarnym szlakiem pniemy się w kierunku Czerwonej Przełęczy.



Tuż ponad Czerwoną Przełęczą zauważamy stoki Sarniej Skały. Dosyć rozległy wierzchołek zbudowany w całości ze skał dolomitowych. Wokoło Sarnią otacza piętro kosodrzewiny. Szczyt ten oferuje nam wspaniały widok na Giewont, który jest na wyciągnięcie ręki, z drugiej strony mniej wspaniały, lecz zawsze jakiś widok - na Zakopane;-)


Wierzchołek Sarniej Skały jest mocno oblegany przez turystów. Jednak szczyt jest długi, więc każdy bez problemu znajdzie dla siebie odrobinę prywatności.


Niestety błękitne dotąd niebo przykryły warstwy chmur.  Ochłonęliśmy też nieco, więc zrobiło się chłodniej. Robimy tu niemal godzinną przerwę.


A oto sławetny Giewont:



A to już wierzchołek Sarniej Skały z licznymi pomniejszymi wzniesieniami.





Ten grzbiet poniżej najbardziej mi się podoba. Przypomina mi zająca z wielkimi uszami. Chyba, że moja wyobraźnia skupiona jest już  wokół zbliżających się Świąt Wielkanocnych...?


Po zebraniu sił i pokrzepieniu ciała strawą, wyruszamy w drogę powrotną. Kierujemy się w stronę Doliny Białego. Od  Czerwonej Przełęczy wędrujemy ścieżką przyrodniczą im. Stanisława Sokołowskiego (zagorzałego zwolennika utworzenia Tatrzańskiego Parku Narodowego, autora cennych prac o lasach tatrzańskich).


Ścieżka jest niezwykle urokliwa. Prowadzi wzdłuż Białego Potoku, bogatego w liczne kaskady i wodospadziki. Na całej jej długości umieszczonych jest wiele drewnianych mostków i kładek.


Ciekawym punktem na szlaku jest zapewne sztolnia uranowa, pochodząca z czasów głębokiej komuny w Polsce. ZSRR  poszukiwało wówczas na obszarach państw bloku rud uranu do produkcji atomówki.
To wejście, otoczone drewnianą kratą ma długość ok. 270 m.


Poniżej  przejście nad wartkim Białym Potokiem.


Wylot Doliny Białego otwiera nam wejście na Drogę pod Reglami i znajdującą się tam najsławniejszą skocznię narciarską w Polsce - Wielką Krokiew.
Teraz musimy wędrować na parking piechotą, głównymi ulicami Zakopanego. Przyznam szczerze- nie lubię tego miasta, wszystko nastawione na zebranie jak największej ilości "dutków". Mijamy więc bogate drewniane chaty, kiermasze z pachnącymi specjałami, z torebkami, okularami, ciuchami syćko a'la cepelia,  watą cukrową, itp, itd...
Ale być może dla tych, przyjeżdżających z odleglejszych zakątków Polski i świata jest to nie lada atrakcją.


Jedyne co mnie zauroczyło w końcowej fazie naszego wędrowania do centrum Zakopanego, to bus stojący przed jedną z karczm przy głównej ulicy:) Prawda, że ma swój klimat, iście hipisowski..:) Na kilka chwil przeniosłam się w te klimaty --> Scott McKenzie San Francisco 1967


Teraz tylko dwugodzinna podróż w stronę domu i wycieczka zaliczona. Jakby zsumować te trzy zdobyte dzisiaj góry, wychodzi na to iż zrobiliśmy jeden mający 3911 m.n.p.m.! Także jest się czym chwalić..:)