sobota, 11 stycznia 2020

Tatry Zachodnie: Trzydniowiański Wierch


Data: 07 grudzień 2019 r.
Trasa: Kalkulator szlaku wraz z punktami GOT

Powoli z roku na rok coraz bardziej fascynują mnie zimowe wyjścia w góry, coraz więcej też urzekają mnie zimowe górskie pejzaże. Ale zaczynać trzeba od tych łatwiejszych tras, dlatego też wybór padł na Trzydniowiański Wierch ( 1758 m.n.p.m.).
Startujemy z parkingu na Siwej Polanie, następnie podążamy Doliną Chochołowską. Jak do tej pory pogoda jest obiecująca.



Z każdym kolejnym kilometrem zaczyna nadciągać coraz to więcej chmur. Dosyć mocno daje się także odczuć podmuchy wiatru.


Z zielonego szlaku kierujemy się na czerwony z Polany Trzydniówki. Trasa ta jest bardzo łatwa i podobno urokliwa. Podobno bo aura robi się coraz bardziej brzydka, zaczyna padać deszcz, a wspinając się wyżej i wyżej przechodzi on w mokry, ciężki śnieg.  Na szlaku na szczęście jest go na w sam raz, że nie zapadamy się, ani też nie grzęźniemy w błocie.



Na szlaku spotykamy sympatycznych turystów z Krakowa, troszkę z nimi wędrujemy, potem się rozłączamy, by po jakimś czasie znów się zejść.  Pogoda naprawdę nieprzyjemna, nie ma żadnych widoków, ale za to atmosfera jest bardzo przyjemna. Nasi towarzysze wędrują dalej niż my bo na Starorobociański Wierch, a potem tak jak my schodzą do Doliny Chochołowskiej.


Im bliżej szczytu tym bardziej silny wicher daje się we znaki. Trzeba ubrać kominiarki, bo tak jakby igły wbijały się w skórę twarzy.


Po ok 3- godzinnej wędrówce stajemy na szczycie, robimy w pośpiechu kilka fotek i ruszamy z powrotem. Gdyby dziś była widoczność, podziwialibyśmy rozległą panoramę Tatr Zachodnich i takie szczyty jak Wołowiec, Starorobociański Wierch, Czerwone Wierchy, itd. 





Schodzimy czym prędzej do Doliny Jarząbczej czerwonym szlakiem wraz z jednym turystom ze wspomnianej wcześniej grupki. Pan nie ma sił na dalsze zdobywanie szczytów w taką pogodę więc postanawia udać się z nami do Schoniska na Chochołowskiej. 





W połowie zejścia wiatr powoli milknie. Po niecałych dwóch godzinkach jesteśmy na dole, troszkę do schroniska musimy zawrócić i podejść ok. 15 min. Kawę którą tam piłam zapamiętam na długo, bo fusów miałam do połowy szklanki...Jestem miłośniczką tego napoju, ale to przerosło nawet takiego kawosza jak ja:P 
Po 40- minutowej posiadówie i regeneracji ruszamy na parking na Siwej Polanie. 



Kawa dała nam takiego "powera", że minuta osiem i jesteśmy przy samochodzie:] Dzisiejsza wycieczka, może nie była aż taka ambitna, nie mówiąc już o pogodzie, ale jak dla mnie w górach zawsze jest fajnie;)